piątek, 5 lutego 2016

Jeden.

Kiedyś się zastanawiałam jak to będzie być matką.
Czy będę miała kochającego męża, ukochane dziecko, w miarę stabilną pracę by zapewnić mu byt, duży dom z ogrodem a w nim dwa psy...
Rzeczywistość okazała się przewrotna.
Mam 25 lat i mam siedmioletniego syna, Borysa.
W wieku 17 lat stałam się ofiarą gwałtu. Na początku chciałam usunąć ciążę, ale kiedy usłyszałam bijące serce, nie odważyłam się.
Rodzice gdy się dowiedzieli zapewnili, że mi pomogą. I tak sobie radziliśmy. Nasze życie budowało się na relacji matka syn, wspólne wyjazdy na zakupy były dla nas wielką wyprawą, spacery codziennością a to, że mój mały chłopiec odstraszał każdego mężczyznę na widoku, stało się normą.
Byliśmy MY ja i on...
Do czasu kiedy u Borysa nie wykryli ziarniaka złośliwego.
To było jak wyrok, wyrok na moim małym szczęściu.
Od dwóch lat jeździmy po lekarzach, połowę czasu spędzamy w szpitalach...
Dla małego dziecka jest to cios.
Cios z którego może się nie pozbierać. Ani ja, ani on nie potrafiliśmy.
Któregoś dnia, kiedy byliśmy w domu zapukała do nas młoda kobieta. Ambasadorka fundacji Herosi.
Borysek stał się ich podopiecznym, udawało się zebrać pieniądze na kolejne leczenia, badania, wyjazdy do szpitali...
A Hania, stała się moim spowiednikiem. wysłuchiwała moich żali, lamentów kiedy nie dawałam sobie rady. Była podporą moją jak i mojego synka. Zabierała na różne spotkania, zabawy z dziećmi takimi jak on, chorymi.
A ja siadałam zawsze z boku. oglądając jak w ciągu jednej chwili może zmienić się podejście dziecka do życia.
Jak przezwycięża ból i staje na własnych nogach pnąc się do przodu ściskając dłoń Hani.
W ciągu kilkunastu miesięcy stan zdrowia Borysa ustabilizował się. Przeprowadziliśmy się z małej miejscowości Bratkowice do Rzeszowa gdzie dostałam pracę w salonie odnowy biologicznej.
Moim małym marzeniem zawsze było zostać fizjoterapeutą. Jednak z wiadomych powodów, przystało na kursach masażu relaksacyjnego...
Tato został w domu, ale mama przyjechała tutaj ze mną. Nie czułam się aż tak bardzo osamotniona w tak dużym mieście...
Wynajęłyśmy mieszkanie stosunkowo blisko szpitala, tak na zaś...
Dwa małe pokoje na drugim piętrze, kuchnia z jadalnią i łazienka. Nic specjalnego, ale mi to zapewnia odrobinę szczęścia. Borys też się cieszy. a TO dla mnie najważniejsze!
Zawsze przed snem modlimy się całą trójką.
Każdy szczepce w głowie własną modlitwę, moja od dwóch lat wygląda niezmiennie.
Aby mój syn wyzdrowiał.
Czy to nie logiczne?
Chociaż stawiamy krok do przodu, brniemy w walkę z chorobą to ja balansuję pomiędzy krokiem do przodu a krokiem w tył.
Podupadam, ale wiem że muszę walczyć. Mam dla kogo

Nazywam się Bianka Żur, mam 25 lat, mam 7 letniego syna i zaczynamy wszystko budować od podstaw.

1 komentarz:

  1. Mam mieszane uczucia bo jeśli to się na skonczyc zle to nie wiem czy będę w stanie to czytać ale to czas pokaże :)

    OdpowiedzUsuń